Dlaczego "wolne media" bez przerwy nawołują do obrony demokracji, a jednocześnie robią tak wiele, by pomóc PiS-owi i Konfederacji w wygraniu nadchodzących wyborów?
Czyli długi i gorzki esej o polskich mediach, metodzie d'Hondta, analfabetyzmie gospodarczym i tym, że jako społeczeństwo zasługujemy na więcej.
Dziś ukazało się oświadczenie redaktorów naczelnych ponad 40 polskich mediów w proteście wobec narastających i powtarzających się prób podporządkowania mediów prywatnych przez rządy Zjednoczonej Prawicy.
Sprawa jest poważna, a reakcja mediów w pełni uzasadniona.
Naciski obozu władzy to nie tylko próby przejęcia, a następnie pozbawienia koncesji, TVN-u i TVN24, ukarania TOK FM potężną grzywną, czy natarczywe pozwy mające na celu uciszenie czołowych gazet i portali internetowych. To także, jak się niedawno dowiedzieliśmy, jasne sygnały wysyłane do mediów takich jak Onet czy Wirtualna Polska, że mogą liczyć na wsparcie finansowe i życzliwość władzy za dołączenie do grona naczelnych osób wyznaczonych przez Prawo i Sprawiedliwość i przyznanie rządzącym decydującego wpływu na decyzje redakcyjne.
W demokracji oczywiście nie może być dla takich prób zastraszania i skorumpowania niezależnych mediów miejsca. Nie ma tu o czym dyskutować. Dlatego chciałbym się dziś skupić na trochę innym temacie związanym z naszymi „wolnymi” mediami.
Mówiąc krótko i dosadnie - oświadczenia i listy otwarte są spoko, ale jeśli mediom naprawdę zależy na obronie polskiej demokracji, to poza takimi gestami powinny się skupić na własnej rzetelności i spełnianiu swojej fundamentalnej roli, a więc polepszaniu jakości debaty publicznej.
Niestety pod tym względem nasze media w ogromnym stopniu zawodzą na całej linii. I to właśnie to, w dużo większym stopniu niż działania obozu władzy mające na celu kneblowanie niezależnych mediów, przybliża nas do trzeciej kadencji rządów Zjednoczonej Prawicy.
***
Weźmy dwa przykłady z ostatnich dni.
Przykład pierwszy.
W poniedziałek Gazeta Wyborcza z wielką pompą opublikowała drugi „sondaż obywatelski”. Tak jak i w wypadku jego pierwszej odsłony, mamy do czynienia nie z rzetelnym głosem w debacie publicznej, tylko nachalną propagandą na rzecz wspólnej listy, a więc wchłonięcia Lewicy i Trzeciej Drogi przez Koalicję Obywatelską.
Wyniki sondażu nie zaskakują, o tym, do czego prowadzą nieustanne próby marginalizacji innych formacji opozycyjnych niż KO pisałem tutaj wielokrotnie - najbardziej korzysta na tym Konfederacja, a sama opozycja zyskuje niewiele, o ile w ogóle. I to mimo tego, że wspólna lista powinna cieszyć się największą popularnością zanim powstanie - gdyby doszło już do jej uformowania, to będzie musiała mierzyć się z tym, jak wrażliwa jest na zewnętrzne ataki i wewnętrzne spory.
Politycy Lewicy będą musieli tłumaczyć się z konserwatyzmu PSL-u i sporej części KO i Polski 2050, PSL i KO będą bombardowani pytaniami o rzekomo socjalistyczne zapędy Lewicy, a wyborcy niezdecydowani zostaną zalani przekazem, że wspólna lista to powrót do „Polski w ruinie” z czasów rządów Platformy Obywatelskiej.
Ci sami wyborcy, stając przed niezmiennym od 18 lat wyborem między dwoma politykami cieszącymi się największym poziomem braku zaufania w kraju - Jarosławem Kaczyńskim i Donaldem Tuskiem - z jeszcze większym zainteresowaniem będą spoglądać na Konfederację, jedyną alternatywę obiecującą przełamanie duopolu POPiS-u.
To wszystko jest dla obiektywnych obserwatorów sceny politycznej oczywiste. Sternicy Gazety Wyborczej albo nie chcą tego zauważyć, albo im to nie przeszkadza, bo zaślepieni w swojej miłości dla Donalda Tuska i jego środowiska są gotowi poświęcić Polską demokrację - i niezależność swojej gazety - dla parunastu dodatkowych miejsc w Sejmie dla KO.
Trudno ocenić, która z tych dwóch opcji jest dla Gazety Wyborczej bardziej kompromitująca - rażąca niekompetencja czy jawne sprzeniewierzenie się swoim fundamentalnym ideałom na rzecz interesów partyjnych Tuska i jego świty.
***
Wobec coraz gorszych sondaży dla opozycji pojawia się wiele głosów, że atakowanie Koalicji Obywatelskiej za to, że stara się (z sukcesami) podbierać wyborców Lewicy i Trzeciej Drogi jest naiwne i/lub nieuczciwe, bo to normalne, że rolą każdej partii jest walka o jak najlepszy wynik wyborczy dla siebie, a nie dla swoich przyszłych koalicjantów.
Jest w tym sporo racji. Donald Tusk ma prawo sterować swoją partią jak tylko uzna - nawet jeśli w jasny sposób prowadzi to do zmniejszenia szans opozycji demokratycznej na zdobycie większości w nadchodzących wyborach do Sejmu.
Nie oznacza to jednak, że rzekomo „niezależne” media powinny mu w tym przyklaskiwać. Gdy Gazeta Wyborcza przekonuje, że „marsz 4 czerwca był wielkim sukcesem opozycji” i w następnym zdaniu informuje, że jej wyniki sondażowe od marszu zdecydowanie się pogorszyły, to nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać.
Gdy w wywiadzie dla wp.pl senator KO Krzysztof Brejza opowiada bzdury o tym, że „głosowanie na mniejsze ugrupowania to mniej mandatów w Sejmie dla opozycji. Głosowanie na największe ugrupowanie to więcej mandatów w Sejmie”, to ordynarnie kłamie, co nie tylko przekracza w moim mniemaniu granice uczciwości w ramach „walki o głosy” wewnątrz obozu opozycji, ale przede wszystkim powinno być jednoznacznie skrytykowane i zdemaskowane jako manipulacja przez „niezależne” media.
Zamiast tego w Wyborczej mamy bez przerwy narrację o „premii wyborczej dla zwycięzcy” w ramach systemu d’Hondta.
Tymczasem w systemie dzielenia mandatów metodą d’Hondta NIE ISTNIEJE żadna premia dla zwycięzcy. Jeśli jakikolwiek ekspert albo dziennikarz/dziennikarka zajmujący się polityką twierdzi inaczej, to jego wiarygodność w tematach politycznych jest zerowa.
W Polsce mandaty dzieli się nie na poziomie całego kraju, a poszczególnych, 41 okręgów wyborczych. „Premię” w metodzie d’Hondta zgarnia partia, która osiąga wysoki wynik w okręgu, w szczególności w małych okręgach.
W większości mniejszych okręgów wyborczych w Polsce dominuje PiS, a odpływ głosów od Lewicy/Trzeciej Drogi na rzecz KO może sprawić, że te pierwsze stracą w małych okręgach swoje mandaty, a beneficjentem tego nie będzie formacja Tuska, tylko Zjednoczona Prawica.
Jak zatem działa d’Hondt?
Bierze wyniki wszystkich komitetów w okręgu, które w skali kraju przekroczyły próg wyborczy i dzieli je przez kolejne liczby naturalne - 1, 2, 3 i tak dalej.
A potem szereguje te wyniki (czyli ilorazy, bo tak nazywamy liczby powstałe w wyniku dzielenia) od najwyższego do najniższego. Przy 10 mandatach 10 najwyższych wyników w okręgu jest premiowane miejscem w Sejmie, proste.
Weźmy dwa konkretne przykłady z 2019 roku.
Przykład nr 1 - okręg nr 14, czyli Nowy Sącz i okolice. Do wzięcia było 10 mandatów.
Oto wyniki wyborów:
A oto ilorazy i podział mandatów:
Załóżmy, że dodatkowe 139 osób w okręgu zagłosowałoby na KO zamiast na PSL - wtedy Zjednoczona Prawica zdobyłaby 9 mandatów, a opozycja demokratyczna tylko 1. Żeby drugi mandat pozostał po stronie opozycji, KO potrzebowałoby podebrać PSL-owi i Lewicy ponad 3 tys. głosów.
Wyobraźmy sobie inny scenariusz. Spośród wyborców KO osiem tysięcy osób oddałoby głos na Lewicę, a kolejne osiem tysięcy na PSL.
KO z wynikiem 35883 głosów wciąż zachowałoby swój mandat, PSL z wynikiem 35203 głosów wskoczyłoby na ósme miejsce, a Lewica z 30448 - na dziesiąte. Czyli opozycja zdobyłaby nie dwa, a trzy mandaty. Tymczasem gdyby KO przejęło 8 tys. głosów Lewicy i 8 tys. głosów PSL-u, to po prostu odebrałoby PSL-owi mandat, a stan posiadania opozycji byłby ten sam.
Przykład nr 2 - okręg nr 10, czyli Piotrków Trybunalski i okolice. Do rozdania 9 mandatów.
Oto wyniki wyborów:
A tak wyglądały ilorazy i podział mandatów:
Czy gdyby KO przejęło po 10 tys. wyborców od PSL-u i od Lewicy, to opozycja miałaby więcej mandatów w okręgu? Otóż nie. KO przejęłaby po prostu drugi mandat kosztem PSL-u. A co jeśli KO zabrałoby Lewicy nie 10 tys. , a 10123 głosów? Wtedy Lewica straciłaby miejsce w Sejmie kosztem PiS-u, a opozycja zamiast 3 z 9 mandatów dostępnych w okręgu miałaby dwa.
W wielu okręgach zdominowanych przez PiS przepływ od KO do Lewicy i Trzeciej Drogi może oznaczać to, że Lewica/Trzecia Droga zdobędą dodatkowy mandat kosztem PiS-u, a KO zostanie z tą samą liczbą posłów.
A przepływ z Lewicy/Trzeciej Drogi do KO może sprawić, że miejsce w Sejmie ich kosztem zdobędzie Konfederacja.
Tak właśnie działa d’Hondt. Ale tego się z Wyborczej nie dowiecie.
***
Patrząc szerzej, czytelnik Gazety Wyborczej jest nieustannie karmiony narracją, że powrót Donalda Tuska do polskiej polityki był darem niebios dla opozycji i szans obrony polskiej demokracji. Tymczasem wystarczy spojrzeć na sondaże z ostatnich lat by zrozumieć, że to myślenie życzeniowe, a właściwie jawne przekłamanie.
Gdy w lutym 2021 roku ówczesny lider PO Borys Budka przekonywał, że wspólna lista pozwoli nie tylko pokonać PiS, ale nawet odrzucać potencjalne weta prezydenckie Andrzeja Dudy, w cytowanych przez Budkę sondażach Kantaru, IBRiS-u i IBSP Zjednoczona Opozycja mogła liczyć na 271-274 miejsc w Sejmie.
Teraz szanse wspólnej listy na uzyskanie nawet 231 mandatów wyglądają marnie, a wszystkie najlepsze sondaże dla opozycji z ostatnich trzech miesięcy opierały się na dobrych wynikach Lewicy i Trzeciej Drogi - które zarówno KO jak i GW próbują za wszelką cenę - i z sukcesami - osłabić.
Tak jak wspomniałem, jeśli dla Donalda Tuska ważniejsze jest to, żeby KO wchłonęło Lewicę i Trzecią Drogę niż to, by odsunąć Zjednoczoną Prawicę od władzy i przywrócić Polskę na demokratyczną ścieżkę, to proszę bardzo, jego wybór. Ale media które bezustannie szczycą się tym, że niosą demokrację na sztandarach, powinny go za to ganić, a nie wychwalać pod niebiosa.
Wyobraźmy sobie, że Lewica lub Szymon Hołownia w oczywisty sposób działaliby na korzyść swojej partii w taki sposób, który znacząco zmniejszałby szanse opozycji na wygranie jesiennych wyborów. Jaka byłaby reakcja mediów?
Nie musimy sobie tak naprawdę tego wyobrażać, bo znamy odpowiedź - Polska 2050 i Lewica są o to nieustannie oskarżane przez Wyborczą. „Pisolew”, „Wina Razem”, „Hołownia kosztował Trzaskowskiego prezydenturę”, „Trzecia Droga = trzecia kadencja PiS-u” - to stały refren Jarosława Kurskiego czy Wojciecha Maziarskiego.
Preteksty do atakowania innych partii opozycyjnych mogą być całkowicie absurdalne, nie ma to znaczenia. Tusk tymczasem nigdy nie jest niczemu winien, bo jest zbawcą Polski, więc z definicji wszystko co czyni jest dobre i piękne.
***
Było wiele powodów, dla których odszedłem z Gazety Wyborczej, ale jedną z głównych przyczyn było to, że dostawałem jasne sygnały z samej „góry”, że moje teksty nie są ani cenione, ani mile widziane, a jedynie tolerowane - w małych dawkach.
Oczywiście było tak wtedy, gdy prezentowałem bardziej lewicową perspektywę albo miałem czelność krytykować KO. Gdy zdarzało mi się KO chwalić albo pisać na tematy niezwiązane z polską polityką - na przykład o rosyjskiej inwazji - to nagle moje analizy były błyskotliwe i pożądane, chwalone i promowane.
Gdybym z przyczyn koniunkturalno-karierowych podjął decyzję o pisaniu tekstów zgodnych z linią pożądaną przez starszyznę Wyborczej, to wyskakiwałbym na stronie głównej i w papierze nawet częściej niż Tata Maty - jako „wybitnie wykształcony, a jednocześnie jakże rozsądny i przenikliwy młody człowiek”.
Nie po to jednak jestem w mediach żeby przypodobać się autorytetom III RP. Piszę po to, żeby rzetelnie informować, bronić fundamentalnych wartości, dołożyć swoją cegiełkę do podnoszenia poziomu debaty publicznej i kształtowania rzeczywistości politycznej dla dobra wspólnego.
***
Skupiam się na GW, bo stamtąd mam osobiste doświadczenia, ale całkowicie błędna i niszcząca dla Polski identyfikacja interesów Platformy Obywatelskiej z interesem publicznym i dobrem wspólnym to grzech wielu innych czołowych mediów. TVN wielokrotnie chętnie dołączał się do nagonki na Lewicę i Szymona Hołownię, podobnie jak Onet, że o Newsweeku z czasów Tomasza Lisa nie wspominając. Pierwszy atak na „symetryzm” wyszedł spod pióra Wiesława Władyki i Mariusza Janickiego na łamach Polityki.
To oczywiście nie oznacza, że wszystkie niezależne media są tym skażone, ani też, że są skażone w tym samym stopniu co Wyborcza. Godną podziwu rzetelność zachowuje od lat oko.press, wartościową polityczną publicystykę regularnie publikuje Gazeta.pl, wartą docenienia przemianę przeszła wp.pl. Również krytykowane przeze mnie wyżej media nie są jednorodne. Ogólny obraz jest jednak niestety dość ponury.
***
Przykład drugi.
O tym krócej, bo neoliberalne zaczadzenie polskich mediów opisywałem tu szeroko parę miesięcy temu. Wczoraj ukazał się w Rzeczpospolitej artykuł o tytule „Rekordowy haracz na ZUS. Polacy zapłacili o ponad 53 mld zł więcej”. Czołowy polski dziennik wrzuca nagłówki, które z powodzeniem przyjęłyby się w korwinowskim patotygodniku „Najwyższy Czas”, a potem zachodzimy w głowę nad popularnością Konfederacji.
Bo wiecie, składki które pokrywają nasze ubezpieczenie zdrowotne, wynagrodzenia na zwolnieniu lekarskim, emerytury i zasiłek dla bezrobotnych to dokładnie to samo co mafijny haracz wymuszany przemocą przez terroryzujących nas kryminalistów. A rekordowy nie jest dlatego, że jest powiązany z rosnącą pensją minimalną i płacami w gospodarce, tylko dlatego, że chciwi mafiosi rzucają nam się jeszcze bardziej do gardeł niż kiedykolwiek wcześniej.
Jak zauważył Xavier Woliński, twórca profilu i bloga „Wolnelewo”, taka narracja to dla „Rz” standard - w 2013 redakcja przewidywała, że ZUS zbankrutuje do 2023, w 2014, że w 2022, a w 2018 i 2019 cytowała Korwina, że ZUS tak naprawdę już zbankrutował.
Podobne głosy pojawiły się w innych czołowych polskich mediach - GW i Tygodniku Polityka. Tu znów należy pochwalić oko.press, które obnażało na swoich łamach idiotyzm takiego stwierdzenia.
Najnowszy tekst w Rzeczpospolitej ukazał się parę godzin po tym, jak Konrad Berkowicz z Konfederacji zadeklarował, że jego partia chce wprowadzić „bon zdrowotny” w wysokości 4340 zł, a wszelkie wydatki powyżej tej kwoty obywatele będą musieli zapłacić z własnej kieszeni albo z prywatnego ubezpieczenia.
To oczywisty krok w stronę całkowitego sprywatyzowania ochrony zdrowia - bo po co wypłacać bon, jeśli można po prostu zlikwidować składki zdrowotne, a ubezpieczenie opłacimy sobie z własnej kieszeni - lub nie.
Skrajnie zideologizowany analfabetyzm gospodarczy to plaga polskiego dziennikarstwa, co pokazała chociażby napędzana m.in. przez GW, Onet, TVN24 i Politykę propaganda strachu i przekłamań wokół debaty o Polskim Ładzie. A w ostatnich miesiącach powtarzające się tezy o tym, że Konfederacji rośnie, bo ma racjonalne podejście do gospodarki.
Spójrzmy na poniedziałkowe omówienie „sondażu obywatelskiego” w GW:
„Sporo, bo aż 18 proc. swoich wyborców, „gubi" [w scenariuszu „Wspólnej Listy”] KO. Z naszego sondażu wynika, że są to w zasadzie wyłącznie mężczyźni. Zapewne obawiają się oni, że KO w ramach jednej listy (m.in. z Lewicą) już całkowicie zapomni o nieco bardziej racjonalnej polityce budżetowej, ograniczeniu wydatków socjalnych i przyjaznych podatkach - i dlatego zasilają szeregi wyborców Konfederacji.” Żal to nawet komentować.
Media zatem z jednej strony robią wszystko, by walkę demokratycznej opozycji z dążącymi do dyktatury rządami PiS-u sprowadzić do wyzutego z programu pojedynku między nielubianym przez większość wyborców Donaldem Tuskiem a nielubianym przez większość wyborców Jarosławem Kaczyńskim, pompując w ten sposób Konfederację.
Jednocześnie podkreślają nagminnie, że Konfederacja to jedyna partia z rozsądnym programem gospodarczym, choć wszystko co wiemy o programie gospodarczym Konfy to pewna recepta na powszechną biedę, drastyczne osłabienie konkurencyjności i atrakcyjności inwestycyjnej kraju, oraz upadek usług publicznych.
***
Stoję jasno po stronie naszych mediów przeciwko autorytarnym próbom podporządkowania ich sobie przez obóz rządzący. Nie odczuwam żadnej mściwej satysfakcji czytając o tym, jak Zjednoczona Prawica próbuje media zastraszyć, skorumpować, albo otwarcie zniszczyć. Budzi to we mnie smutek, złość i sprzeciw.
Ale mam do czołowych przedstawicieli liberalnych mediów bardzo poważne pytanie:
wobec ogromnego zagrożenia, jakie dla Polski niesie trzecia kadencja rządów PiS-u, zwłaszcza w potencjalnej koalicji z Konfederacją, dlaczego robicie tak wiele, by PiS-owi i Konfederacji pomóc?
***
Adam Michnik napisał kiedyś na łamach Gazety Wyborczej, że „każdy naród ma taką inteligencję, na jaką zasłużył, choć ja sądzę, że nasz naród ma lepszą inteligencję, niż zasłużył”.
Nie zgadzam się z tą tezą, natomiast myślę, że trafne byłoby następujące stwierdzenie: „każda elita intelektualna ma takie sondaże, na jakie zasłużyła, choć ja sądzę, że polska elita liberalna ma lepsze sondaże, niż na to zasłużyła”.
Niestety nie na tyle dobre, żeby nie groziło nam to, że pójdziemy razem z tą elitą na dno.
Idąc dalej zaryzykowałbym tezę, że czytelnicy też mają takie media, na jakie zasługują. Wystarczy przypomnieć sobie komentarze pod artykułami twoimi, Adriany Rozwadowskiej czy wywiadami Grzegorza Sroczynskiego + wszelkimi treściami, które w jakiś sposób odbiegały od jedynej słusznej narracji.
#pięknoidobro