Nawet jeśli Sikorski nie złamał prawa, to branie pieniędzy od obcych reżimów przez europosłów zasługuje na potępienie
Czy Sikorski złamał prawo pobierając corocznie 100 tysięcy dolarów wynagrodzenia od rządu Zjednoczonych Emiratów Arabskich? Nie. Czy jego zachowanie jest naganne? Tak.
Zacznijmy od krótkiego nakreślenia sprawy.
Od 2017 roku Radek Sikorski zasiada w Radzie Doradczej corocznej konferencji Sir Bani Yas Forum, której organizatorem jest Ministerstwo Spraw Zagranicznych Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Za bycie członkiem rady Sikorski pobiera wynagrodzenie w wysokości 100 tysięcy dolarów rocznie.
Od 2019 roku łączy to z rolą europosła, a więc demokratycznie wybranego przedstawiciela obywateli UE w Parlamencie Europejskim.
Sprawę nagłośnił ostatnio holenderski portal NRC - wątek wątpliwych moralnie związków między osobami zasiadającymi w Parlamencie Europejskim a autorytarnymi reżimami z Półwyspu Arabskiego stał się gorącym tematem po grudniowym zatrzymaniu greckiej Europosłanki (i wiceprzewodniczącej PE) Evy Kaili, oskarżonej o przyjmowanie łapówek od władz Kataru.
Sikorski tłumaczy, że wiązanie go z tym skandalem jest zupełnie nietrafione - bo on żadnych łapówek nie przyjmował ani żadnych dochodów nie zatajał.
Zarówno to, że zasiada w Radzie Doradczej konferencji Sir Bani Yas Forum, jak i to, jakie pobiera w związku z tym wynagrodzenie nie stanowią tajemnicy - informacje na ten temat można znaleźć w jego zeznaniach finansowych i majątkowych dla Parlamentu Europejskiego oraz Sejmu RP.
Jak zauważa były polski Minister Spraw Zagranicznych, holenderscy dziennikarze niczego zatem „nie odkryli”, bo jego działalność i dochody z niej wynikające są jawne.
Zgoda.
Sikorski nie zgadza się też z zarzutami, że wynagrodzenie jest formą kupowania przez sobie przez rząd ZEA wpływów w Parlamencie Europejskim.
Po pierwsze, bo miejsce w Radzie Doradczej zaoferowano mu w 2017, gdy europosłem nie był.
Zgodnie z narracją Sikorskiego, nie miało to nic wspólnego z jego (wtedy przeszłą) karierą polityczną, tylko było dowodem uznania dla jego ekspertyzy w dziedzinie dyplomacji i stosunków międzynarodowych.
Sikorski w 2016 roku był gościem Sir Bani Yas Forum i tam przykuł uwagę organizatorów swoim merytorycznym przygotowaniem. Dodatkowo w 2017 pełnił rolę wykładowcy w Centrum Studiów Europejskich na Harvardzie. I to właśnie na adres uczelni przysłano zaproszenie do dołączenia do Rady.
Po drugie, bo chcąc uniknąć oskarżeń o konflikt interesów, we wszystkich głosowaniach dotyczących Zjednoczonych Emiratów Arabskich głosuje zgodnie z linią rekomendowaną przez grupę parlamentarną Europejskiej Partii Ludowej, do której należy.
I znowu - tak, to prawda, że Sikorski w 2017 roku nie był europosłem. I to prawda, że od 2019 roku w głosowaniach dotyczących ZEA głosuje zgodnie z linią Europejskiej Partii Ludowej.
Czy te argumenty przekonują mnie, że nie ma tematu a zachowanie Sikorskiego nie budzi zastrzeżeń?
Otóż nie.
Rozbijmy je na części pierwsze i przyjrzyjmy się każdej z nich po kolei.
W 2017 roku Sikorski nie był europosłem ani w ogóle aktywnym politykiem, więc trudno posądzać Zjednoczone Emiraty Arabskie o to, że złożona mu oferta była formą „kupienia sobie politycznych wpływów”. Jak mówi Sikorski [cytat z wywiadu z Pawłem Wrońskim w Gazecie Wyborczej], „zostałem więc zaproszony do tego grona w 2017 r. jako akademik i jako były już polityk. Osoba zupełnie prywatna. Organizatorzy uznali zapewne, że mam coś do powiedzenia i że warto aby na Forum reprezentowany był punkt widzenia Europy Środkowej.”
Werdykt: Słaby argument.
Gdy Gerhard Schroeder został w 2006 roku przewodniczącym rady dyrektorów konsorcjum odpowiedzialnego za budowę gazociągu Nord Stream 1, były kanclerz Niemiec również nie był już aktywnym politykiem. Nie był nim również w 2017 roku, gdy został szefem rady dyrektorów w koncernie naftowym Rosnieft.
Nikt nie ma mimo tego wątpliwości, że decyzja o zatrudnieniu Schroedera była ze strony Kremla motywowana kontaktami Schroedera i jego wysokiej pozycji w światku niemieckiej i europejskiej polityki, a nie jego ekspertyzą w zakresie zarządzania przedsiębiorstwami czy sektora paliw kopalnych.
Gdy w 2021 były premier Francji Francois Fillon został członkiem rady dyrektorów rosyjskiego koncernu petrochemicznego SIBUR też jakoś bez problemu rozumieliśmy, że jest to próba kupowania sobie przychylności europejskiej klasy politycznej, a nie wizjonerska decyzja dostrzegająca menedżerski talent w człowieku, który calutkie życie przepracował w polityce.
Jeśli przykłady rosyjskie wydają się wam zbyt radykalne, to można mnożyć inne.
Nick Clegg, wicepremier Wielkiej Brytanii w latach 2010-2015, przed wejściem do polityki przepracował trochę ponad dwa lata - trochę jako lobbysta, trochę jako dziennikarz, chwilę w Komisji Europejskiej. Po tym, jak w 2017 roku stracił w wyborach mandat deputowanego do brytyjskiej Izby Gmin, potrzebował zaledwie roku, by zostać wiceprezesem zarządzającym globalnym zespołem komunikacji i polityki publicznej Facebooka. Dziś jest prezesem Meta ds. globalnych, a jego rolą jest lobbowanie przeciwko rządowym regulacjom wymierzonym w firmę Zuckerberga.
Sebastian Kurz został sekretarzem stanu w rządzie Austrii gdy miał 25 lat. Dwa lata później został najmłodszym w historii kraju Ministrem Spraw Zagranicznych. Jako 31 latek został premierem.
Z polityki odszedł pod koniec 2021 roku, parę miesięcy po 35 urodzinach. Trzy tygodnie po tym, jak ogłosił, że składa mandat poselski do mediów trafiła informacja, że został „globalnym doradcą strategicznym” w Thiel Capital, funduszu inwestycyjnym miliardera Petera Thiela. Jego kwalifikacje? Trudno się doszukać, może z wyjątkiem tego, że partnerka Kurza pracowała w austriackim Ministerstwie Finansów.
Ten wątpliwy moralnie proceder zatrudniania byłych polityków na lukratywne posady po to, by skorzystać z ich sieci wpływowych kontaktów ma nawet nazwę - mowa o „obrotowych drzwiach” (ang. revolving doors) między światem polityki a biznesem i firmami lobbingowymi.
Największym kapitałem odchodzącego na emeryturę polityka nie jest jego ekspercka wiedza i merytoryczne przygotowanie, tylko jego notes z kontaktami i to, że znajdujące się w niej osoby chętnie odbiorą telefon. Tłumaczenie Sikorskiego, że poza nim w Radzie Doradczej znajdują się byli premierzy Australii i Szwecji nie jest żadną obroną, tylko kolejnym dowodem, jak rozpowszechniony to niestety fenomen.
Radek Sikorski musi mieć tego świadomość. Jeśli jej nie ma, to jego wiedza o świecie i geopolityce jest na poziomie przedszkola, a nie prestiżowych międzynarodowych konferencji.
Astronomiczne wynagrodzenie za bycie członkiem Rady Doradczej Sir Bani Yas Forum bierze się z tego, że „za granicą honoraria są wielokrotnie wyższe niż u nas” [wywiad z Pawłem Wrońskim w GW] i są współmierne z zakresem obowiązków wynikających z zasiadania w Radzie.
Werdykt: Szkoda to nawet komentować. Zamiast spekulować nad tym, co Sikorski robi jako członek Rady Doradczej po prostu wam go zacytuje:
„Do obowiązków należy udział w posiedzeniu rady cztery razy w roku - czasami fizyczny, czasami zdalny, zależnie od okresu pandemii.”
Czyli mamy cztery zebrania w roku, nieraz online, zazwyczaj na żywo. 25 tysięcy dolarów za posiedzenie.
Dużo, ale przecież zadanie niełatwe:
„Na takich spotkaniach planowany jest cykl kolejnych wydań konferencji. Wiosną planujemy, co może być aktualne i pilne na jesieni. Rola zewnętrznych doradców jest kluczowa tak w biznesie, jak i polityce - chodzi o przewidywanie, w którym kierunku ewoluuje świat. Do tego potrzebna jest zdolność przewidywania i doświadczenie.”
Słuchajcie, trzeba wymyślić jakie tematy międzynarodowe - oraz w kontekście Bliskiego Wschodu - będą aktualne za pół roku. Ciężka sprawa, ale spróbuje pomóc:
proces pokojowy, Iran i jego nuklearne ambicje, konflikt izraelsko-palestyński, Syria.
Pierwsza porada doradcza z mojej strony gratis.
Ale to nie koniec.
„Następnie pojawiają się zakresy tematyczne, tytuły paneli, plus kandydatury zapraszanych gości. To ważne, bo najpopularniejsze postacie, jak Juwal Harari, który był naszym gościem, czy inni znani intelektualiści mają zapełniony kalendarz rok do przodu.”
Też niełatwe zadanie. Trzeba wymyślić, że należy zaprosić Harariego.
Ciężko zarobione pieniądze, ale przynajmniej organizatorzy mogą mieć poczucie dobrze wydanych środków, bo tylko najwybitniejsi eksperci z największą ekspertyzą są w stanie unieść wyzwanie.
Dodam tylko, za cytowanym przeze mnie wywiadem z Radkiem Sikorskim, że były Minister Spraw Zagraniczny zasiada też w Radzie Doradczej prestiżowej Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, „tyle, że pro bono”. W wypadku Sir Bani Yas Forum jakoś pro bono się nie dało, pewnie obowiązki większe.
W Sir Bani Yas Forum brali udział jako goście John Kerry czy szef europejskiej dyplomacji Josep Borrell. Może i mamy pewne wątpliwości co do poziomu przestrzegania praw człowieka w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, „ale konferencje nie są po to, aby pić herbatkę z przyjaciółmi, lecz aby wysłuchać i zmierzyć się z rywalami i wrogami.”
Werdykt: Manipulacja.
Sikorski nie bierze udziału w Sir Bani Yas Forum jako gość i aktywny polityk. Jest bardzo sowicie opłacanym członkiem Rady Doradczej.
Podobną manipulacją jest przywoływanie przez Sikorskiego, że Polska utrzymuje stosunki dyplomatyczne ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, a najwyżsi przedstawiciele państwowi spotykają się ze swoimi odpowiednikami z ZEA.
Nikt nie mówi tu o dialogu, dyplomacji, czy oficjalnych stosunkach. Zarzut wobec Sikorskiego jest taki, że w ciągu ostatnich pięciu lat przyjął od rządu ZEA 500 tysięcy dolarów.
Ile przyjął Borrell? Albo Andrzej Duda? Podpowiem - zero. A jeśli okaże się, że jest inaczej, to obaj będą mieli potężne problemy.
Nie można mówić o konflikcie interesów, bo Sikorski głosuje w Parlamencie Europejskim w sprawach związanych ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi zgodnie z rekomendacjami grupy Europejskiej Partii Ludowej.
Werdykt: Mnie nie przekonuje.
Po pierwsze, konflikt interesów, bo Sikorski jest opłacany jednocześnie przez Parlament Europejski i przez rząd ZEA. To, że zagłosuje tak jak mu grupa zarekomenduje nie jest wystarczające, nie powinien mieć prawa głosować w rezolucjach dotyczących ZEA w ogóle.
Po drugie, mając na uwadze skale problemu „obrotowych drzwi”, zasadnym jest zadać sobie pytanie z czego wynika to, że rekomendacje Europejskiej Partii Ludowej w sprawach dotyczących Zjednoczonych Emiratów Arabskich są regularnie stosunkowo łagodne dla reżimu w ZEA.
Antonio López-Istúriz White, sekretarz generalny EPL, jest w Brukseli postrzegany za najbliższego sojusznika ZEA w Parlamencie Europejskim.
Finansowany przez Emiraty „Bussola Institute”, oficjalnie „niezależny” think tank którego misją jest pogłębianie relacji pomiędzy Unią Europejską z krajami z regionu Zatoki Perskiej, ma w szeregach swych rad prawdziwą śmietankę europejskiej centroprawicy - w tym byłych premierów Hiszpanii i Chorwacji i byłą prezydentkę Irlandii.
Jaką partię reprezentował zasiadający w Radzie Doradczej Carl Bildt, były premier i Minister Spraw Zagranicznych Szwecji? Umiarkowaną Partię Koalicyjną, należącą do EPL.
Może to przypadek, może - jak sugeruje Sikorski - zwykła dyplomacja.
Rzecz w tym, że gdy nagle w historii pojawiają się ogromne wynagrodzenia, to jednoznaczna odpowiedź nie jest możliwa, nawet jeśli Sikorski ma rację. Decydując się na przyjęcie lukratywnej propozycji Zjednoczonych Emiratów Arabskich sprawił, że wiarygodność jego zapewnień jest żadna.
Nie można mówić o konflikcie interesów i tym, że opłacając Sikorskiego, Zjednoczone Emiraty Arabskie kupują sobie wpływy w Parlamencie Europejskim, bo współpraca rozpoczęła się jeszcze w 2017 roku, dwa lata przed tym, jak Sikorski został europosłem.
Werdykt: Zapraszam do eksperymentu myślowego.
Wyobraźmy sobie, że w 2022 roku dołączyłem do Rady Doradczej prestiżowej konferencji międzynarodowej organizowanej przez rząd Kuby i otrzymuje z tego tytułu 100 tysięcy dolarów. Dziwnym trafem jesienią 2023 roku zostałem posłem na Sejm RP. Dalej jednak zachowuję miejsce w Radzie Doradczej Foro Che Guevara i pobieram wynagrodzenie.
Czy to ok?
Otóż nie tylko nie jest to ok, ale jest to też moim zdaniem całkowicie niezgodne z polskim prawem - ustawą o wykonywaniu mandatu posła i senatora.
Artykuł 33, ustęp 2: Posłowie i senatorowie nie mogą podejmować dodatkowych zajęć ani otrzymywać darowizn, mogących podważyć zaufanie wyborców do wykonywania mandatu zgodnie z art. 1 ust. 1 („posłowie i senatorowie wykonują swój mandat kierując się dobrem Narodu”).
Czy regularne pobieranie sowitego wynagrodzenia od rządu innego państwa może „podważyć zaufanie wyborców” w zakresie tego czy wykonuje się swój mandat „kierując się dobrem Narodu”?
Moje zaufanie jako wyborcy by podważyło. I w tym wypadku też podważyło, nawet jeśli przepisy dotyczące europosłów na to pozwalają.
Inny przykład - wiecie, że nawet jeśli bym chciał, to nie mógłbym kupić żadnego przedmiotu z oficjalnej strony Alexandrii Ocasio-Cortez?
Bo środki ze sprzedaży tych przedmiotów idą na jej kampanię, a ja nie jestem obywatelem Stanów Zjednoczonych. Zatem kupując od niej kubek sprawiłbym, że jej kampania wyborcza jest „finansowana przez zagranicznych aktorów”, a to niezgodne z prawem.
Radek Sikorski może tymczasem sfinansować sobie kampanię i co tylko chce za pół miliona dolarów, które dostał od rządu Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Jedną rzeczą jest to, że dołączył do Rady Doradczej Sir Bani Yas Forum gdy nie pełnił żadnej funkcji publicznej - i to też jest dla mnie dość moralnie wątpliwe, co wytłumaczyłem wyżej.
Ale to, że dalej otrzymuje 100 tysięcy dolarów rocznie od obcego państwa gdy pełni rolę demokratycznie wybranego przedstawiciela europejskich obywateli w Parlamencie Europejskim (i jest przez nas, europejskich podatników, bardzo godnie z tego tytułu wynagradzany finansowo) jest absolutnie naganne.
Ale na pewno jest na to jakieś dobre wytłumaczenie?
„Zdaje sobie sprawę z tego dylematu i w momencie, gdy zostałem wybrany do Parlamentu Europejskiego, zapytałem służby administracyjne, czy powinienem zrezygnować z działalności gospodarczej, która polega na wykładach, udziale w debatach i doradztwie, jak w przypadku tej konferencji. Powiedziano mi wówczas, że nie ma żadnych przeszkód, co więcej, wielu eurodeputowanych czerpie dodatkowe dochody z działalności naukowej czy gospodarczej. Taka jest praktyka i to, jak się zachowam, to moja decyzja.”
Werdykt: wytłumaczenie jest takie, że mi wolno i co mi zrobicie.
Jeśli nie byłoby wolno, to Sikorski by zrezygnował z zasiadania w radzie, albo chociaż z wynagrodzenia.
Zapytał o to Paweł Wroński w przytaczanym przeze mnie wywiadzie na łamach Gazety Wyborczej: „jeśli zapadnie decyzja, że nie powinien pan łączyć stanowiska eurodeputowanego z uczestniczeniem w radzie forum, to co pan wybierze?”
Odpowiedź Sikorskiego mówi wiele: „dokonam wyboru, jeśli się zmienią przepisy i gdy podobne rozwiązania będą obowiązywały wszystkich europarlamentarzystów, a nie tylko mnie. Nie może to być "prawo dla jednej osoby".
Werdykt: pecunia non olet. Pieniądze nie śmierdzą.
A te ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich pachną być może nawet lepiej niż nasze, europejskich podatników, z których opłacane są pensje posłów do Parlamentu Europejskiego.
***
Podsumujmy.
Jest takie ładne angielskie słowo, które moim zdaniem nie ma satysfakcjonującego, dokładnego odpowiednika w języku polskim.
Integrity.
Zazwyczaj słowniki jako odpowiednik podają prawość lub uczciwość.
Dla mnie najlepszym sposobem na ujęcie tego, co się za tym słowem kryje jest trochę dłuższy opis.
Integrity to taki przymiot ludzi, co do których nie mamy wątpliwości, że w swoich działaniach i wyborach kierują się wartościami etycznymi, które twierdzą, że wyznają. Ludzi, u których nie ma rozdźwięku między górnolotnymi deklaracjami a faktycznymi czynami.
To w polityce równie rzadka, co niezwykle potrzebna cnota. Zwłaszcza teraz, gdy poziom zaufania do polityki, elit i instytucji publicznych jest tak niski, że nasze demokracje stoją na skraju przepaści.
Jeśli ktoś chce demokracji bronić i macha jej sztandarem na każdym kroku, to warto byłoby pielęgnować jej standardy i ciężko pracować nad tym, by odbudować zaufania publiczne do polityki i polityków.
Niestety wynagrodzenie za wybór tej drogi nie jest konkurencyjne w porównaniu do innych ofert na rynku.
Za co, obawiam się, wszyscy możemy słono zapłacić.